**autor: David » 23 gru 2015, 15:23**
Mój psychiatra nie wierzy w podłoże psychiczne choroby (schizofrenia). Moim zdaniem jednak nie bez znaczenia są przejścia uczuciowe i emocjonalne pacjenta. Niepotrzebnie lekarze naciskają na wysokie dawki leków, kiedy równie skuteczne są dawki dużo niższe.
**autor: japa » 07 sty 2016, 18:09**
Witam,
Choruję od 12 lat na ChAD, poznałem wiele osób chorujących w świecie realnym (na terapiach, w szpitalach czy spotkaniach towarzyskich) odbyłem wiele rozmów przez czat czy czytałem wiele wypowiedzi osób chorych na forach.
Również z własnej autopsji i przejść z lekarzami i lekami mogę stwierdzić następujące fakty:
-- w POLSCE leczenie ma zbyt duży nacisk na farmakologie, powoli to się zmienia, jednak w zbyt wolnym tępie
-- w POLSCE jest za mało pracy nad pacjetami, aby dojść do "drzazgi" chorobotówczej, czyli poznania przez terapie przyczyn choroby i likwidację blizn z przeszłości czy ran z teraźniejszości
-- w POLSCE nie ma prawie wcale programów aktywizacji osób chorych i programu ich usamodzielniania. A jak są to często podszyte są zakłamaniem i robieniem sztuki dla sztuki, aby wyłudzać pieniądze z systemu NFZ
-- w POLSCE leczenie szpitalne, to jakiś koszmar, jeśli chodzi o warunki bytu pacjentów. Często w tym samym pokoju "mieszka" ustatkowany np. 50 letni inżynier z ChAD, który na wolności pełni ważne funkcje i ma "poukładane" w głowie i 20 letni uzależniony narkoman czy przestępca, któremu wszystko jedno, jak skończy się jego żywot. Również w tym samym pokoju, może być kompletnie zaniedbany bezdomny z głęboką schizofrenią. Nie wspominam już o wspólnych prysznicach, brudzie, czy małej przestrzeni, w której często jest przeładowanie, gdyż chorych z roku na rok przybywa, a szpitale są te same albo nawet je się likwiduje
-- W POLSCE, łatwo trafić do szpitala na całe długie lata, gdy osoba z tzw. żółtymi papierami dostanie wyrok leczenia przez prokurature. Przeważnie te wyroki przedłużane są co pół roku, przez komisje i taki pacjent / chory może spędzić w szpitalu wiele długich lat. Sam znam człowieka który za bójkę z sąsiadem, który wiedział, że choruję w wieku 21 lat trafił do szpitala w 2011 i jest w nim do dnia dzisiejszego - tracąc młodość, czas, w którym mógł założyć rodzinę, skończyć studia, czy zacząć pracować. Najgorsze jest to, że nie wie kiedy ten pobyt się skończy - w przeciwieństwie do więźniów. Wyobraźcie sobie przez np. 3 lata nie móc wyjść z tego samego budynku, nawet na 10 minut spaceru. Mieć kompletnie wycięczony, pozbawiony witamin organizm przez nikłą ilość słończa, czy żałosną dietę szpitalną. Złapać grzybice i inne choroby przewlekłe od przewijających się przez oddział różnych osób, również bezdomnych... TACY LUDZIE SĄ W NASZYM KRAJU. A ich los zależy od kilku lekarzy, którzy co pół roku, czasem nie widząc pacjenta / podsądnego przedłużają mu pobyt o kolejne pół roku...
-- W POLSCE lekarze psychiatrzy, jak lekarze innych specjalizacji, przeważnie, nie są już osobami z powołania i uprawiające sztukę leczenia i pomagania (łac. medicina „sztuka lekarska”), a słabo wykształconymi, o nikłym doświadczeniu zawodowym handlarzami lekami popadające w mody, których nie rozumiem.
OTÓŻ od początku mojej przygody z chorobą psychiczną, widziałem, że lekarze popadając w mody w przypisywaniu danych leków. Nie wiem czy to jest wynik profitów od firm farmakologicznych, czy wynik bycia na tej samej wielkiej konferencji... Jednak, gdy zacząłem chorować w roku 2003 moda był na lek rispolept. Wszyscy lekarze to przypisywali i to prawie wszyskim pacjentom. Obecnie widzę, że moda jest o kilka lat na Abilify, lek który na większość pacjentów działa bardzo pobudzająco, powodując stany, że chory w małym mieszkaniu, chodzi w tą i z powrotem jak w wiezieniu, roztrzęsiony i pobudzony do granic wytrzymałości psychicznej i fizycznej. Abilify często jak słyszę, jest przypisywany nawet chorym na lęki. Proszę sobie wyobrazić, zlęknionego pacjenta z dodaktowym kopem niepokoju itd...
-- W POLSCE prawdopodobnie lekarze za mało korzystają z wiedzy statystyczne odnośnie powodzenia leczenia danego leku na daną osobę o danych parametrach fizyczno-psychicznych, charakterologicznych, itd. W swoim życiu poznałem, że jeden lek działa zupełnie różnie na niską, mało aktywną fizycznie kobietę w wieku 20 lat, o tej samej jednosce chorobowej diagnozie, co na mężczyznę 30letniego, dobrze zbudowanego i aktywnego fizycznie Na powodzenie leczenia danym lekiem, moim zdaniem ma wiele czynników:
-- pomijam dawkę, połączenie z innymi lekami sposób dawkowania - co jest oczywiście bardzo ważne
-- myślę, że waga, wzrost, pewnie nawet ciśnienie krwi czy szybkość metabolizmu, itd...
-- charakter chorego, jego sposób bycia, relacji ze światem, wspomniane już "drzagi" z przeszłości
-- stan materialny, rodzinny, zawodowy chorego
-- i faktyczna jednostka chorobowa, jej natężenie i stan w danym momencie tego natężenia i stan jak ja to nazywam psychicznej sinusoidy
-- nawet rozkład dnia pacjenta jest bardzo ważny, ilość i jakość snu i rozkład tego snu w ciągu doby i w długim choryzońcie czasowym
-- i wiele innych
TERAZ wyobraźcie sobie, że lekarz po krótkim wywiadzie lekarskim - trwającym nawet mniej niż 10 minut, przypisuje zestaw leków - człowiekowi, o którym nic tak na prawdę nie wie. Lek ten może pomóc, ale równiez dobrze zabić, prowadząc np do nagłego, nieuzasadnionego samobójstwa...
-- W POLSCE, lekarze, szczególnie młodego pokolenia, tworzą barierę między sobą a chorymi. Tak silną, że często lekarze się boja, panicznie chorych psychicznie - Zatem jak mogą im pomóc i leczyć ???
-- W POLSCE chorzy nie mogą znaleźć pracy, przez dużą stygmatyzację przez otoczenie i ich nierównomierność samopoczucia i zatrudnienia. Renty są czasowe i głodowe. Do tego stopnia głodowe, że chorzy nie mają co jeść i nie starcza do końca miesiąca. Gdyby nie rodzice, jeszcze żyjący, którzy pomagają, większość chorych nie miało by gdzie mieszkać i co jeść. Do tego pomimo, że leki refundowane są w większości przypadków. Nawet na te leki by nie mieli. A co za tym idzie mogliby bez leków masowo być na prawdę niebezpieczni dla siebie i innych.
Nie ma porządnego ogólnopolskiego, rozpowszechnionego programu aktywizacji zawodowej i społecznej osób chorych, którzy często osiadają na laurach: na głodowych rentach i pomocy najbliższych. Często programy lokalne aktywizacji to wielka ściema, niestety - w której często nie liczy się chory, a pieniądze, dotacje, obsada lekarsko-psychologiczna i biurokracja. I są to półśrodki, często środki doraźne, markujące, że Państwo niby coś robi w tym obszarze
-- W POLSCE, jest ogromna stygmatyzacja, przesądy a wręcz zabobony o chorych, podsycane przez media. Jak jest jakiś psychopata, morderstwo rodziny, czy inne chore zachowania danego osobnika - to dziennikarze w pierwszej kolejności podkręslają, że osoba ta leczyłą się psychiatrycznie. Niestety jak pisałem, do szpitala obok chorych, trafiają narkomani, alkoholicy, psychopaci, pedofile, mordercy, dewianci różnej maści itd. Dlatego miano leczącego się psychiatrycznie jest nadawene szerokiemu spektrum osobników... Do tego, społeczeństwo, które ukrywa i zamiata problem chorób psychicznych pod dywan, do tego stopnia, że rodzina, w której zdaży się choroba, odrzuca taką myśl i chorego. Ukrywa to, okłamuje samego siebie. I trwa w impasie, aż stanie się coś przykrego z chorym. Niestety problem chorób psychicznych narasta, przez tempo życia, stresy, korporacjonizm, niedosypianie, czy złe odżywianie się. Chorych przybywa w róznych środowiskach, o różnym wykształceniu i statusie majątkowy. Oni wszyscy trafiają do jednego worka i leczeni są w ten sam zły sposób, który opisałem powyżej
Wnioski są takie, że POLSKA TO NIE KRAJ DLA LUDZI CHORYCH PSYCHICZNIE
Pozdrawiam
JaPa